Bóg, który cierpi i który się bawi
Świadomość przed narodzinami i po śmierci (cz. XIII)
Czy to możliwe, by Bóg cierpiał? Wiele osób słysząc podobne pytanie, żachnęłoby się i zdecydowanie pokręciło głową. Klasyczna teologia faktycznie przeczyła takiemu pomysłowi, umieszczając go w okolicach niebezpiecznej herezji. Jednak po II wojnie światowej, gdy triumfy święciło trudne do objęcia rozumem bestialstwo, obraz Boga przyglądającego się temu wszystkiemu z dystansu, stał się nie do zaakceptowania. Właśnie wtedy Jürgen Moltmann napisał zdanie, które później wielokrotnie cytowano: Gdyby Bóg był niezdolny do cierpienia… byłby także niezdolny do miłości…
Począwszy od czasów Ojców Kościoła wierzono, iż Bóg Biblii jest Bogiem bez namiętności. Innymi słowy, można nazwać Go nieczułym. Aż do XIX wieku o namiętnościach myślało się wyłącznie w kontekście stworzeń – nie odnosząc tej cechy do Stwórcy. Coś, co stawało się podatne na zmiany, zależało od siły emocji innych, nie mogło być doskonałe. Bóg natomiast musiał uchodzić za niezmiennego i samowystarczalnego. Właśnie tym różnił się np. od bóstw greckich – przeżywających wahania emocjonalne, poddających się zaślepiającemu pożądaniu, albo na kogoś wściekłych. Stworzenia Boga chrześcijańskiego nie są w stanie wywołać u swego Pana żadnej zmiany – ma On w sobie współczucie dla ludzkich tragedii, ale sam – z racji swej natury – jest niecierpiętliwy, czyli: nie doznaje bólu.
W roku 1973 niemiecki teolog protestancki Jürgen Moltmann przybył do Tokio, by spotkać się ze swym kolegą po fachu, Kazohem Kitamorim, który opublikował właśnie książkę Theology of the Pain of God (Teologia bólu Boga). Spędzili czas na burzliwej dyskusji, podczas której kredą rysowali na tablicy schematy swoich teologii. W tym tête-à-tête było coś symbolicznego, bowiem obaj myśliciele pochodzi z narodów, które II wojna światowa doświadczyła w sposób dramatyczny. Zdawało się, że nowy obraz Boga musiał narodzić się w cieniu nazistowskich obozów śmierci i zrzuconych na japońskie miasta bomb atomowych, których wybuchy w jednej chwili pogrzebały 219 tysięcy istnień. Pytanie:
Gdzie był wówczas Bóg?
stało się niezwykle palące i sprawiło, że teolodzy zaproponowali odpowiedź: A może cierpiał razem z tymi, którzy doznawali udręki?
Moltmann, żyjąc w Niemczech, kraju wyniszczonym i pokonanym przez wojnę, dołączył się do tych rozważań, pisząc pracę The Crucified God (Bóg ukrzyżowany,1972), która cierpienie Boga stawiała w centrum historycznych wydarzeń, określając je jako akt solidarności wobec człowieka.
Z pytaniem, jakie tu przywołujemy, teolodzy i filozofowie zmagają się od tysięcy lat. Ogólnie zgadzano się co do tego, że Bóg jest kochający, współczujący i aktywnie interweniuje, by złagodzić nasze cierpienia, sam natomiast bólu ani smutku nie odczuwa. Począwszy od roku 1890, coś powoli zaczęło się zmieniać: teolodzy dopuścili otóż możliwość, że Stwórca również przeżywa ból, co nazwano doktryną o nieskończonym smutku Boga lub doktryną tragedii w Boskim życiu. Obok myślicieli spod znaku krzyża, również rabin Abraham Heschel (którego dwie siostry zginęły w nazistowskich obozach zagłady) opowiedział się za ideą, że Bóg w swej naturze posiada zdolność dzielenia bólu i cierpienia z człowiekiem.
W XX wieku cierpiący Bóg staje się jednym z najważniejszych tematów teologicznych. Dietrich Bonhoeffer, który notuje swe przemyślenia w celi obozu jenieckiego, stwierdza, że tylko cierpiący Bóg może pomóc. Ideę tę w teologii procesu przedstawia też Alfred North Whitehead, pisząc, że Bóg jest współcierpiącym, który rozumie.
Related Posts
-
Nieznany Świat 08/2022 (380)
Brak komentarzy | sie 5, 2022
-
Nieznany Świat 2/2019 (338)
Brak komentarzy | sty 22, 2019
-
Jak dowiemy się, czy życie poza Ziemią istnieje?
Brak komentarzy | kwi 20, 2023
-
Nieznany Świat 8/2018 (332)
Brak komentarzy | lip 24, 2018
About The Author
Admin
nieznanyswiat.uk@gmail.com