Wileńska klątwa Jagiellończyka

Właśnie mija 90 lat, od kiedy po raz pierwszy zadziałała… – NŚ 09/2021
Przeczytasz w 4 min.
Fot. Wikipedia. Krzysztof Mizera. CC

Violator (huius) operisinfelixesto. Gwałcicielu/burzycielu (tego) dzieła – nieszczęśliwym, przeklętym bądź! Ten napis od wieków tkwi na zewnętrznej ścianie dawnej Kaplicy Królewskiej wileńskiej katedry. Wileńska klątwa po raz pierwszy pokazała swoją siłę we wrześniu 1931 roku.

Zdaniem odkrywcy i badacza tej klątwy, Zbigniewa Święcha, który na jej ślad natrafił kilka lat po tym, jak odkrył istnienie wawelskiej klątwy Jagiellończyka, ta wileńska jest silniejsza od jej krakowskiego pierwowzoru i – jeśli o klątwie można tak powiedzieć – pełniejsza.

Gawęda Mistrza

Posłuchajmy jego gawędy na ten temat:

Po wzniesieniu w katedrze wawelskiej Kaplicy Świętokrzyskiej (około 1470 roku) – jako pierwszego mauzoleum dla rodziny królewskiej, monarcha Kazimierz Jagiellończyk, a jednocześnie wielki książę litewski zbudował w Wilnie ową Kaplicę Królewską w roku 1474. Nie mógł przewidzieć, że dokładnie 10 lat później pochowa tu swego młodego syna Kazimierza, wyniesionego w 1602 roku na ołtarze – patrona Litwy. W 1506 spoczął tu inny z jego synów – król Aleksander Jagiellończyk, a także dwie kolejne żony jego wnuka Zygmunta Augusta: Elżbieta (†1545) i Barbara Radziwiłłówna (†1551). 

– Kto i kiedy umieścił napis, zawierający zaklęcie – przestrogę dla tych, którzy zechcą mimo wszystko zakłócić spokój zmarłym? Czy był wyrażoną w ten sposób wolą króla Kazimierza Jagiellończyka – czy też jego syna Aleksandra? Czy zaklęcia tego rodzaju brały swą moc jeszcze z czasów mitycznych, wierzeń w magię i czary, z obyczajowości pogańskiej Litwy? 

W Wilnie od roku 1931 zaczęły dziać się rzeczy niesamowite.

Tajemnicze zgony

Święch kontynuuje:

W trakcie powodzi we wrześniu tegoż roku, gdy Wilia zalała podziemia katedry; odnaleziono w nich przypadkowo szczątki królewskie, po których ślad zaginął w połowie siedemnastego stulecia. Po wyjęciu kości monarszych, „klątwa” dała znać o sobie…

Wcześnie rano, 5 stycznia 1933 roku, w niesłychanych okolicznościach stracił życie prof. Juliusz Kłos kierownik badań katedralnych podziemi. W wileńskich gazetach pisano: „WSTRZĄSAJĄCY ZGON PROFESORA JULIUSZA KŁOSA, ATAK SERCA STRĄCIŁ GO W ZABÓJCZĄ GŁĘBIĘ WINDY”. W drodze do lepszego (ponoć) świata niewiele wyprzedził Kłosa inżynier August Przygodzki – pomagał prof. Juliuszowi Kłosowi w roku 1931 i 1932 nie wiedząc, że to już kres jego życia. 

Dziesięć miesięcy przed profesorem Kłosem zmarł ksiądz biskup Władysław Bandurski, członek komitetu ratowania wileńskiej katedry. Zmarł mając 67 lat, 6 marca 1932 roku. Nie był więc człowiekiem starym. W roku 1932 profesor Ferdynand Ruszczyc został sparaliżowany w wieku 62 lat i wkrótce, w roku 1936, umarł.

Już w 1933 roku wielki publicysta i reporter Ksawery Pruszyński, na łamach wileńskiego „Słowa” zadawał konserwatorom podziemi katedry w tym mieście, tym samym badaczom, co dopiero wyjmującym szczęty Aleksandra Jagiellończyka, po kolejnej, koszmarnej „bolesnej świeżą żałobą litanii” – dramatyczne pytanie:

„I czyż to jest prawda… to, co mówią, to, co… plotą, że ci, co się tknęli murów katedry, nie zginęli swoją śmiercią?? Przyznaje, że złowieszczy i ostrzegawczy napis bije w oczy od wieków, ale „przecież odnosi się do burzycieli i gwałcicieli, a nie budowniczych”.

Ale klątwa działała nadal. Prawie dokładnie w swe 56 urodziny 13 lutego 1935 roku na udar serca umarł bliski przyjaciel Ruszczyca wybitny rzeźbiarz Bolesław Bałzukiewicz. Profesor Ludwik Sokołowski zasłabł nagle w swoim mieszkaniu i po chwili zmarł. Było to 7 czerwca 1936 roku w Wilnie, miał zaledwie 54 lata…

Tylko legenda?

Trudno komentować legendę, a zwłaszcza z nią polemizować – wszak to przecież legenda. Święch nie ukrywa, iż poprzez skojarzenia historyczne wileńską klechtę rozbudował i uporządkował. To, co usłyszał w wersji surowej, było bezładną kupą pseudo-faktów, ale – zaznacza – wciąż żywych w świadomości wilnian. Również byłych wilnian, takich, jak np. profesor Stanisław Lorentz. Warto zagłębić się w jego znakomite wspomnienia pt. Album wileński, ale posługując się przy lekturze kluczem wileńskiej klątwy Jagiellończyka. I cóż się okaże? Sędziwy profesor, koło dziewięćdziesiątki spisujący swoje mémoire, nadal… bał się klątwy. Skąd ten wniosek? Z osobami, których dramatyczno-tragiczne chwile przed chwilą zostały opisane, pozostawał w bliskiej przyjaźni, ale żadnego z tych zgonów – nie odnotował. Ani słowem nie wspomniał o klątwie, mimo iż była wtedy na ustach niemal wszystkich.

Konkluzja badacza

Zbigniew Święch z charakterystyczną dla siebie swadą konkluduje:

Wszystko, co dotychczas napisałem o klątwie Jagiellończyka, z Wawelu i z Wilna, jest hipotezą. Jest próbą oderwania choćby na chwilę PT. Czytelnika od prozy ziemskiego bytowania w naszych dosyć ponurych czasach (nieboszczykologia stosowana i klątwologia niesamowita nie służą wszak dosmucaniu), jest poszukiwaniem sposobu myślenia w nieco innym wymiarze i jednocześnie nową, mam taką nadzieję, całkowicie realną metodą popularyzacji wiedzy, zwłaszcza humanistycznej, o naszej spuściźnie dziejowej.

Tyle autor i odkrywca. Do jego słów można jedynie dodać, że tajemnicze wileńskie zgony, o których pisze, są rzeczywiście trudne do wytłumaczenia. A gdy powiązać je z napisem w kaplicy królewskiej w wileńskiej katedrze z tym, co w latach 80-tych działo się na Wawelu… Wnioski nasuwają się same.

PS: Serdecznie dziękuję za współpracę prof. Tomaszowi Węcławowiczowi z Krakowa

Od admin:

Wilno to piękne i pełne sekretów miasto. Jeżeli będa mieli Państwo możliwość zwiedzenia to gorąco polecam! Ze swej strony dodam kilka zdjęć z jednej z wypraw do tego magicznego miejsca.

Zdjęcie powyżej: Wmurowana w plac tablica wskazująca Czakram Wileński. Nadal jednak większość turystów myśli, że czakram znajduje się w Ostrej Bramie.

Plac Katedralny. Tu znajduje się właśnie tablica upamiętniająca czakram. Wg. legend kiedyś na tym miejscu istniała świątynia Perkuna.

Wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej. To do niej udają się pielgrzymki, także z Polski. Proszę zwrócić uwagę na małe serduszka poniżej obrazu. To podziękowania od pielgrzymów za wysłuchanie próśb i modłów. Tak naprawdę cała sala jest nimi wybrukowana.

Widok z Góry Trzykrzyskiej lub po prostu Góry Trzech Krzyży.

Stare Miasto.