Technologiczne zbawienie ludzkości: pozaziemskie materiały w rękach USA?

Przeczytasz w 7 min.
Graf. Kalhh, Pixabay.com
To jeden z najgorętszych tematów ostatnich tygodni: dyskusja o rzekomym posiadaniu przez Amerykanów technologii nie-ziemskich, weszła w tryb oficjalny. Jeden z kongresmanów zaproponował nawet projekt ustawy regulującej postępowanie z artefaktami nie będącymi dziełem człowieka. Czy stoimy u progu rewolucji naukowo-technicznej? Jakie możliwości i zagrożenia wiążą się z dysponowaniem tak zaawansowaną wiedzą?

Wielu osobom trudno w to uwierzyć. To, co niedawno uchodziło za kwintesencję teorii spiskowych, stało się faktem: amerykańscy kongresmani wyrazili oficjalne zainteresowanie sprawą ściśle tajnych projektów, w ramach których badane są pozaziemskie materiały (być może również materiał biologiczny). Prowadzi się też próby rozpracowania, a może nawet skopiowania rozwiązań zastosowanych przez konstruktorów w przejętych przez Amerykanów obiektach UFO. Problem w tym, że od dekad wszystko dzieje się poza parlamentarną kontrolą i choć projekty te korzystają z publicznego finansowania, trudno wskazać które podmioty mogą posiadać wiedzę w tym zakresie i jak z niej korzystają.

Nim przejdziemy do konkretów, krótkie przypomnienie.

Oficjalnie badaniami nad tzw. niezidentyfikowanymi zjawiskami powietrznymi (UAP) zajmuje się w USA biuro AARO działające pod auspicjami Pentagonu. Wiosną br. wespół z agencją NASA, zorganizowało ono konferencję, w ramach której ostudzono emocje wokół zagadki powietrznych intruzów. W dużym skrócie, stwierdzono, że brak przesłanek na pozaziemskie pochodzenie obiektów UAP, a także wskazano na konieczność zgromadzenia lepszej jakości materiału dowodowego (pomimo że AARO bada głównie materiały przekazane m.in. przez wojsko, uznano je za niewystarczające).

Na początku czerwca dyskusja o UAP (czyli de facto UFO), przybrała zupełnie nowy zwrot wraz z ujawnieniem się w mediach postaci Davida C. Gruscha. Ten były funkcjonariusz wywiadu od 2022 r. ma przekazywać komisji kongresowej ściśle tajne dane jako tzw. sygnalista. Grusch, który w czasie służby został oddelegowany do zajmowania się UAP, miał dowiedzieć się o istnieniu tajnych projektów badających pojazdy bez wątpienia nie wykonane ręką człowieka. Sygnalista nie był jednak skory do ujawniania szczegółów, toteż pojawiło się w jego sprawie wiele niejasności i komentarzy, o których szerzej pisaliśmy w numerze z ub. miesiąca. W ciągu kilku tygodni okazało się jednak, że osób takich jak Grusch jest więcej. Potwierdził to m.in. senator Mark Rubio, który zajmował się w przeszłości kwestią UAP. Dodał jednak, że ludzie ci obawiają się o swoje bezpieczeństwo czy przyszłość (niektórzy nadal pracowali dla rządu) i nie myślą o pokazywaniu twarzy. Problem trzeba było jakoś instytucjonalnie rozwiązać ze względu na zainteresowanie opinii publicznej i przecieki, które pojawiły się w mediach. Podjęto więc kilka konkretnych kroków. Pierwszym było uchwalenie przez senat poprawki obligującej wszystkich, którzy są w posiadaniu egzotycznych materiałów do zwrotu ich do biura AARO. Po drugie – 13 lipca br. senator Chuck Schumer z Nowego Jorku, ze wsparciem Rubio oraz kilku innych parlamentarzystów, złożył projekt ustawy odnośnie UAP. Wreszcie, 26 lipca br. zorganizowano publiczne wysłuchanie, na którym stawił się Grusch i dwaj piloci opowiadający o problemie UAP.

Dalsza treść jest płatna

 

Czytaj bez ograniczeń

Odblokuj treści
(najczęściej zadawane pytania)