Roman Warszewski, NŚ 4/2021
Przez dwa, trzy kilometry musiałem jechać prosto, a potem skręcić w lewo, w szutrową dróżkę wiodącą do Rano Aroi, gdzie niegdyś znajdował się kamieniołom czerwonych nakryć głowy moai – gigantycznych kamiennych posągów. Tuż przed rozoranym czasem i ludzkimi narzędziami kraterem, wypełnionym rdzawoczerwonymi walcami z pumeksu (czapkami posągów), należało skręcić w prawo.
Siedmiu wspaniałych
Zobaczyłem je z daleka. Szare i wyniosłe, dumnie stały pośród zielonej łąki. Z tej odległości wyglądały jak kości jakiegoś prehistorycznego zwierzęcia, które kiedyś padło w tym miejscu i teraz, po wiekach, już jako obrany przez czas szkielet, nieśmiało zaczyna znów wychylać się spod ziemi. Kolorem i wyniosłością natychmiast skojarzyły mi się ze Stonehenge, bo i otoczenie w tym miejscu Rapa Nui (chyba właśnie przez wspomnianą zieleń) było dość angielskie, jedyna różnica polegała na tym, że w Stonehenge stały nieme skalne bloki, a tu kamienne olbrzymy miały oczu (a raczej oczodoły), brody, uszy (wydłużone) i twarze. Nie miałem przed sobą tylko kamieni. To były kamienne posągi.
Przeglądaj spis treści numeru 4/2021 lub zamów wersję elektroniczną NŚ
Siedem dziesięciometrowych figur, na niskiej platformie Ahu Akivi, blisko geometrycznego środka Wyspy Wielkanocnej. Jedno z najlepiej zrekonstruowanych miejsc, jednocześnie – bardzo nietypowe. Większość kamiennych platform, na których w przeszłości umieszczano wykute w kamieniu giganty, przez które Wyspa Wielkanocna jest tak sławna, znajdowała się na obrzeżach wyspy, nad samym brzegiem oceanu – tu zaś było całkiem inaczej.
Posągi stały z dala od najeżonej ostrzami lawy linii brzegowej wyspy, na wzniesieniu, skąd hen, jak wzrokiem sięgnąć, widać było ocean. Figury nie uciekały przed nim wzrokiem, jak czyniły to inne posągi…
To jedynie fragment artykułu. Pełną wersję przeczytasz w NŚ 4/2021 dostępnym także jako e-wydanie.