Polscy piloci kontra UFO: niebezpieczne spotkania

graf. cc0

Polscy piloci mają na koncie wiele spektakularnych spotkań z latającymi intruzami, podczas których nieraz musieli podejmować dramatyczne decyzje


Damian Trela, NŚ 2/2020

W czasach PRL-u bliskie spotkania z UFO często stawiały na nogi dowództwo armii i groziły narażeniem na szwank nadwątlonych stosunków między blokiem wschodnim a Zachodem. Czy relacje o nich były gromadzone i analizowane przez wyspecjalizowane wojskowe komórki? A może nadal istnieją niejawne organy, których zadaniem jest badanie doniesień pilotów o spotkaniach z obiektami o nieustalonym pochodzeniu?

Pierwsze wzmianki o intruzach w polskiej przestrzeni powietrznej pochodzą z okresu II wojny światowej i dotyczą tzw. foo fighters, widywanych przez żołnierzy obu stron konfliktu. Ale dopiero kolejne dekady i okres zimnej wojny przyniosły prawdziwy wysyp doniesień o UFO wśród pilotów wojskowych. W XXI stuleciu, po wejściu Polski do NATO, nastąpiła na tym polu stagnacja, choć obecnie co jakiś czas pojawiają się relacje pochodzące od załóg cywilnych. Wszystkie przypadki dają jednak do myślenia i każą zastanowić się, w jakim stopniu lotnictwo wojskowe (nie tylko w Polsce, ale i na świecie) kontroluje to, co dzieje się w przestrzeni powietrznej.

Katalog spotkań polskich pilotów z UFO jest naprawdę obszerny. Po transformacji ustrojowej, kiedy temat zyskał rozgłos, badaczom udało się dotrzeć do wielu świadków opowiadających o swoich przeżyciach i związanych z nimi trudnych decyzjach. Zgłaszać czy nie, przechwycić czy strzelać? – takie pytania zadawał sobie niejeden z nich. Osoby zainteresowane ufologią wiedzą, że istniała specjalna wojskowa teczka, w której gromadzono tego rodzaju doniesienia. Prowadził ją wewnątrz zamkniętej struktury wojskowej, choć z prywatnej inicjatywy, Ryszard Grundman (1931-2005).

Przeglądaj spis treści numeru 2/2020 lub zamów wersję elektroniczną NŚ

(…) Lata 80. ub. wieku to okres intensywnej aktywności UFO nad Polską, przekładającej się także na doniesienia pilotów. Podczas kilku zdarzeń samoloty otwierały ogień do intruzów. Tak było w słynnym przypadku z Darłowa, również odnotowanym w teczce Grundmana. 6 czerwca 1983 r. radar słupskiego lotniska wojskowego wykrył NOL. W powietrzu natychmiast znalazły się dwie Iskry z Redzikowa i Zegrza Pomorskiego. Pilot drugiej z maszyn, kpt. Praszczałek, po chwili zgłosił, że widzi cel o bardzo nietypowym kształcie: – Jest w kolorze stali, wygląda jak obracające się cygaro. Nie ma żadnych widocznych oznaczeń – zakomunikował.

20 minut później Dowództwo Wojsko Lotniczych wydało rozkaz: Obiekt zestrzelić! Tuż przed otwarciem ognia intruz jednak nagle się poruszył. Dokładnie w momencie naciśnięcia spustu UFO wykonało skręt, jakby telepatycznie odczytało zamysł pilota. Ponieważ cygaro nie zniknęło Praszczałkowi z pola widzenia, podjął kolejną próbę…

To jedynie fragment artykułu. Pełną wersję przeczytasz w NŚ 2/2020 dostępnym także jako e-wydanie.